Dlaczego południowy Londyn stał się stolicą talentów?

Południowy Londyn wychował aż 14 procent angielskich piłkarzy, którzy w minionym sezonie zagrali w Premier League. W obecnych rozgrywkach ten procent nie maleje. Nigdzie indziej na świecie nie ma w tej chwili tylu talentów. 

Wymieniać można długo. 19-letni Jadon Sancho jest gwiazdą Borussii Dortmund i jednym z najlepszych piłkarzy swojego pokolenia. Joe Gomez to triumfator Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Jest jeszcze Reiss Nelson, który był tak dobry na wypożyczeniu w Hoffenheim, że Arsenal w tym sezonie zabrał go z powrotem. Wszyscy pochodzą z południowego Londynu. Anglicy wreszcie mają swoją wersję paryskich banlieues. Do niedawna to o Francuzach pisano, że są największą fabryką talentów. Teraz pałeczkę przejmują m.in. chłopaki z Croydon. Dzielnica o powierzchni 10 mil kwadratowych i ludności 0,6 procenta całej populacji kraju wyprodukowała 5 procent wszystkich aktywnych graczy Premier League.

Anglicy od paru lat zastanawiają się nad tym fenomenem socjologicznym. „Guardian” pisze, że Crystal Palace zainwestuje 20 mln funtów w nowoczesną akademię, bo wie jak duża podaż jest w regionie i że najlepszych trzeba mieć u siebie. Aaron Wan-Bissaka, chłopak z Croydon, dopiero co został sprzedany za 50 mln funtów do Manchesteru United. Ich inna perełka, Wilfired Zaha też pochodzi z tej samej dzielnicy i gdyby dziś odchodził z Palace, to raczej nie za frytki. Aidy Boothroyd, który latem powołał kadrę U-21 na mistrzostwa Europy do Włoch, aż ośmiu piłkarzy wziął właśnie z południowego Londynu.

Harry Hudson, były trener akademii Crystal Palace w „The Independent”: – To wynika z mieszanki kultur. Każda wnosi coś nowego. Zawodnik robi się bardziej kompletny. Jeśli spojrzysz na Jadona Sancho lub Calluma Hudsona-Odoi, to nie są oni typowymi angielskimi piłkarzami w stylu Davida Beckhama albo Paula Scholesa. Południowy Londyn jest w dodatku mocno konkurencyjny. Piłkarz od początku musi przepychać się łokciami. Tam jest tak wiele talentów, że przetrwa tylko najlepszy”.

Jeden ze scoutów klubu Premier League dodaje: – W południowym Londynie zawsze był wysoki poziom. Tu wychowali się Rio Ferdinand i Ian Wright. Ale dzięki poprawie jakości trenerów, ci chłopcy zaczęli być obejmowani lepszą opieką. To zbiegło się też z czasem, kiedy akademie zaczęły zwracać uwagę na większą edukację. Arsenal, Chelsea czy Manchester City kontrolują szkoły tych chłopaków. Oni są dziś lepiej rozwinięci, to pomaga w ich holistycznym rozwoju. Kiedy kończą 16 lat, to nawet, jeśli nie uda im się w piłce, to są ukształtowaną, zaradną osobą”.

„Piłkarz może pochodzić z każdego poziomu społecznego. To nie jest aż tak istotne. Najważniejsze jest uwierzyć w kogoś takiego i inwestować w jego rozwój. To, że od wczesnych lat grają tylko na podwórku może być ich atutem: mają większą swobodę, nie są przytłoczeni presją. Ademola Lookman z Lipska do 16-roku życia grał amatorsko. Umiejętności Jadona Sancho w dużej mierze pochodzą z gry w parku i na osiedlu. To samo Reiss Nelson”.

Gavin Rose, założyciel akademii Aspire Academy w południowym Londynie: „Na tych osiedlach panuje przekonanie, że tylko ten, kto nie boi się ryzyka, może dostać etykietkę dobrego piłkarza. Tu nie ma podręczników. Ich nawet nie trzeba specjalnie zachęcać. Tu się tak po prostu gra. Odważnie i nieprzewidywalnie”.

Druga sprawa to przygotowanie mentalne. Piłkarze w południowym Londynie potwierdzają to, co mówi się od lat: ciężkie otoczenie pomaga w budowaniu głodu do piłki. Taki zawodnik po prostu mocniej chce. I zrobi wszystko, by przebić szklany sufit.

Wszyscy, którzy znają Jadona Sancho mówią, że to piłkarz o nieprawdopodobnym głodzie do piłki. Southwark, gdzie się wychował to jedna n najbiedniejszych dzielnic na południu stolicy. Na 32 dystrykty tylko 3 mają niższy procent ubóstwa dzieci (36 procent). W latach 2017-2018 doszło tu do 860 przestępstw z użyciem noża niż w jakiejkolwiek innej dzielnicy Londynu.

David Powderly, trener w Angielskiej Federacji Piłkarskiej: „Sancho i inne genialne dzieciaki pochodzą z ulicy, muszą szybciej dorosnąć. Wielu z nich mówi, że zajęło myśli piłką, bo inaczej musieliby myśleć o głodzie i przestępstwach, żeby ten głód zabić. Chodzenie na treningi wymaga od nich poświecenia. Sam transport zajmuje mnóstwo czasu. To nie są rzeczy, które przychodzą łatwo. Ale oni mają te pragnienie w sobie, żeby zaciskać pięści i przeć do przodu”.

Ostatnio jeden z londyńskich portali zrobił ranking z najlepszymi zawodnikami z południowego Londynu. A tam: Sancho (BVB), Loftus-Cheek (Chelsea), Lookman (Lipsk), Wan-Bissaka (Manchester United), Nketiah (Arsenal), Hudson-Odoi (Chelsea), Declan Rice (West Ham), Gomez (Liverpool), Nelson (Arsenal) i Abraham (Chelsea). Ten ostatni właśnie robi furorę w młodej drużynie Franka Lamparda, strzelił już w tym sezonie 9 goli w Premier League.

Kiedy rok temu zaczynały się mistrzostwa świata w Rosji, „New York Times” zrobił wielki materiał z Kylianem Mbappe. Było tam coś w stylu „my, chłopcy z banlieues”. Ośmiu piłkarzy z kadry mistrzów świata pochodziło z Paryża. Anglicy coraz głośniej mówią, że złote pokolenie się zbliża i podobna historia może wydarzyć się u nich. Już za moment. Na zwycięstwo w mundialu czekają od 1966 roku. Nawet, jeśli tym razem znowu się nie uda, to jedno jest pewne: przyszłe reprezentacje nie będą miały akcentu z północy. Dominować będzie południowy Londyn.