Juergen Klopp o tym jak budował zwycięską mentalność Liverpoolu

Juergen Klopp udzielił świetnego wywiadu w The Athletic. O tym skąd czerpie energię, jak przemawia do piłkarzy i dlaczego Liverpool stworzył w Melwood specjalny pokój dla psychologa. Wiele różnych kwestii. Przetłumaczyliśmy najważniejsze fragmenty. Warto! 

O mentalności

„Jak ważna jest mentalność w piłce? Czasami to może być wszystko.  Możesz mieć najlepszą technikę, ale jeśli wewnętrznie masz blokady, żeby ją pokazać, to nie wykorzystasz jej w pełni. W futbolu jest jak w życiu. Pierwszym krokiem do osiągnięcia czegoś jest myśl, że możesz to zrobić. Chcesz coś zrobić, chcesz to osiągnąć, dopiero potem szukasz sposobu, żeby tam dotrzeć.

Musisz ciągle stawiać sobie pytania i odpowiedzi, pytania i odpowiedzi. Próbujesz, błądzisz, dalej próbujesz. Jeśli jesteś osobą pewną siebie z natury, podejmiesz wyzwanie. Jeśli jesteś niepewny, cały czas będziesz bał się porażki.

Oczywiście to wszystko nie jest takie łatwe jak się mówi. Nie możesz przy stanie 0-1 powiedzieć piłkarzom „musicie wierzyć!”, gdy do końca zostało 10 minut. Najpierw musisz stworzyć jakieś fundamenty, a to co stworzyliśmy zaczęło się dawno temu. Świetne jest to, że potrafimy odwracać wyniki meczów. Że zawsze wracamy na nasze tory. Ale nie mogę teraz brać tego za pewnik, że zawsze tak będzie. Trochę pomaga nam psychologia. Jeśli raz zrobisz coś porządnie, to masz większe prawdopodobieństwo, że za drugim razem znowu to powtórzysz. Piłkarze to wiedzą. Pracowaliśmy nad tym cztery lata. „Dam radę” jest u nich mocno zakorzenione.”

Na początku trzeba wyjść z założenia, że to możliwe. Zrobić coś w tym kierunku i przekonać się, czy działa. Jeśli nie działa, a ty poddajesz się po pierwszym razie, to znaczy, że masz problem. Zrób to jeszcze raz i jeszcze raz. I jeszcze. Tak tutaj działamy. Chodzi o siłę mentalną. Postawę. Charakter. To nie jest tak, że ludzie się z tym rodzą. To się zdobywa poprzez doświadczenie, całe życie się uczymy.

O budowie fundamentów

Zaraz po moim przyjściu do Liverpoolu rozmawiałem z szefami klubu o tym, dlaczego ludzie tak wcześnie wychodzą ze stadionu. Nigdy tego nie mogłem pojąć, choć z drugiej strony tłumaczyłem to sobie korkami i tym, że nie wszyscy lubią w nich stać. Raz w życiu tak zrobiłem, ale byłem wtedy na meczu jako menedżer. Oglądałem któregoś piłkarza. Wylazłem 15 minut przed końcem i pobiegłem na parkingu. Ale tutaj mówimy o kibicach! Łapałem się za głowę. Musieliśmy to zmienić.

Piszę tutaj historię od czterech lat. Niektórzy są tu od początku, większość – nie. Oni wszyscy mają ogromną wiarę i moc, którą dostają z zewnątrz – od klubu, od kibiców, od historii tego miejsca. Kiedyś myślałem, że ta historia będzie dla nich ciężarem. Ale teraz bardziej przypomina trampolinę. Skaczesz i skaczesz. Widzę w tym dużą zmianę. Jak to zrobiłem? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Pierwsze, co tu chciałem zmienić to nastrój w klubie – trzeba było stworzyć taki klimat, w którym każdemu chce się grać. To nie mógł być nastrój jak wtedy, gdy pierwszy raz tu przyjechałem.

W naszym zespole mamy dużo piłkarzy, którzy w życiu nie mieli łatwo. To pomaga – oni umieją zdobywać rzeczy, o których inni powiedzieliby: „ale to niemożliwe!”. Lubię pracować z takimi ludźmi. Są uparci, mówią: „to jest możliwe!. Chcę tego spróbować! Chcę to zrobić!”. Leo Messi jako dzieciak ciągle słyszał, że jest za mały. Nikt nie widział go w zawodowej piłce. Ale wyznaczył swoją drogę. Takie historie pokazują, że można. Z drugiej strony – dużo zależy też od szczęścia. Właściwi ludzie muszą cię dostrzec we właściwym momencie. W piłce mam na myśli właściwe mecze. Dopiero wtedy ktoś powie „o, widzę coś w nim”. Nie na wszystko mamy wpływ w trakcie naszej kariery. Dużo zależy od innych ludzi, zawsze jesteśmy przez kogoś wybierani.

O zatrudnieniu psychologa

„Od lipca pracujemy z Lee Richardsonem, psychologiem sportu. Ma swoje biuro w Melwood, jest tu trzy dni w tygodniu. Był piłkarzem, menedżerem, potem studiował psychologię. To dla nas wartość dodana. Pracuje z chłopakami bardzo indywidualnie. Nawet nie mam pojęcia, o czym gadają. I nie chcę wiedzieć! To miły dodatek, kolejny krok dla nas. W tym biznesie trudno znaleźć odpowiednich ludzi – takich, którzy mają specjalistyczną wiedzę, ale też sami grali w piłkę”.

Nigdy nie miałem siebie za psychologa. Ale, tak, lubię mieć wpływ na to jak myślą piłkarze. Stworzenie atmosfery, w której zawodnicy zaczynają ciebie słuchać, mówią o swoich problemach, wymaga czasu. Moim zadaniem jest ciągle obserwowanie ich, a potem sprawdzanie, co robią i dlaczego to robią. Jeśli lepiej poznam ich motywacje, mogę mieć na nich lepszy wpływ. Nie pójdą za mną, jeśli nie ma między nami więzi.

Lubię mówić, że kiedy wygrywamy to dzieje się dlatego, bo to oni dali z siebie maksa. To oni są odpowiedzialni. Kiedy przegrywamy – odpowiedzialny jestem ja. Wtedy oznacza to, że moje instrukcje do nich nie dotarły. A ja chcę, żeby zawsze docierały. Chcę mieć pewność, że mnie rozumieją. Dlatego muszę ich znać na wylot. Wiedza o graczach to największy zdobycz trenera.

O odprawach

„Firmino mówił, że jestem najlepszym motywatorem? Sorry, napisałbym o tym książkę, opowiedziałbym co robię i jak to robię, gdybym sam to wiedział! Nigdy nie napiszę o tym książki, bo nie mam na ten temat wiedzy. Nie wiem jak pewne rzeczy działają. To się po prostu dzieje. Ja reaguję na sytuacje. Moje praca, moje życie – to wszystko jest połączone. 24 godziny na dobę jestem tutaj, cały czas myślę, co się tutaj dzieje. Trening trwa półtorej godziny, czasem dwie. Zostają 22 godziny. I w tym czasie jest wiele rzeczy, które wpływają na moich chłopaków.

Po meczach spotykamy się i dyskutujemy. Co się stało wczoraj? Co możemy zmienić? Zawsze reaguję. Zwykle nie pamiętam, o czym im gadam. Gdyby nie wypowiedzi chłopaków w prasie, nawet nie wiedziałbym, że powiedziałem rzecz X albo Z. Divock Origi po meczu w Dortmundzie (ćwierćfinał Ligi Europy w 2016 roku, Liverpool wygrał 4:3) powiedział: „trener powiedział nam w przerwie, że jeśli odwrócimy wynik, to do końca życia będziemy mogli opowiadać o tym wnukom. Naprawdę spróbujcie! Uwierzcie w to!”. Okej, fajnie to brzmi, ale gdyby to było takie proste, to gadałbym im to w każdym meczu! Kiedy zaczynam odprawę, wiem tylko, jakie będzie pierwsze zdanie. To sobie przygotowuję. Reszta to emocje.

Mam dobrą pamięć. Wszystko, co dzieje się w tygodniu jest w mojej głowie. Niczego nie notuję. Myślę tylko o tym, co warto w danej chwili powiedzieć chłopakom. Ufam sobie w stu procentach, wiem jak znaleźć właściwe słowa. Naprawdę, przygotowuję sobie tylko pierwsze zdanie i nie denerwuję się tym zbytnio, choć po odprawie orientuję się, że mam spocone czoło. To wtedy czuję intensywność tych naszych spotkań. Dopóki krople nie spływają mi po twarzy, nie mam pojęcia, że jest to takie intensywne! Trwa to 10 albo 15 minut. Większość rzeczy mamy już wcześnieś uzgodnione. Nie możemy klepać w kółko tego samego.

O swoim największym atucie

To, co często powtarzam to nastrój. Żeby dać najlepszego siebie musisz wejść w odpowiedni stan. Nie możesz wstać o 8 rano, wkurzony po poprzednim dniu i powiedzieć sobie: „dzisiaj wejdę na Góry Skaliste albo zdobędę Mount Everest”. To po prostu niemożliwe. To musi być dobry klimat w głowie, mówisz sobie „teraz ten krok, a potem ten. Tak to tutaj robimy”.

Ogromny wpływ na moją karierę miał Wolfgang Wolf, legendarny niemiecki menedżer. Wolfgang dużo czytał. Kiedyś powiedział, że my, piłkarze, powinniśmy 10 procent zarobków wydawać na książki.  Nigdy tego nie zrobiłem! Ale to były takie czasy. Mieliśmy w zespole zawodników, którzy równie dobrze mogliby czytać książki odwrócone do góry nogami. I tak niczego nie rozumieli. Nie rozumieli nawet tytułów!”.

Czytałem tylko to, co musiałem przeczytać, żeby przygotować się do końcowego egzaminu na Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie w połowie lat 90. Szczerze mówiąc, potem nie czytałem wielu książek o psychologii. Na rynku jest ich mnóstwo, ale wolałbym przeczytać coś o zdrowym rozsądku. Tak, zdrowy rozsądek ciekawi mnie dużo bardziej. Jeśli spytasz mnie o moją mocną stronę, to nie powiem, ci że to lewa albo prawa stopa. Nie jestem wcale mądry, ale zdrowy rozsądek? Hmm.. Naprawdę tu widzę mocną stronę.

Potrafię oceniać rzeczy we właściwy sposób – oczywiście pod warunkiem, że nie jestem zaangażowany emocjonalnie w trakcie meczu. Przed i po jestem totalnie pochłonięty. Ale potem wygaszam to. Jeśli powiesz mi o jakimś problemie, jestem w stanie bardzo dokładnie ocenić, czy to poważne, czy nie. Dlatego bardziej interesuje mnie kwestia zdrowego rozsądku niż psychologii. Zrób wielkie rzeczy dużymi, a małe zostaw małymi. Nie lubię gadać z piłkarzami po meczach. Może dwie, maksymalnie trzy minuty. To co mówię na gorąco jest spontaniczne i krótkie. Nad takimi rzeczami trzeba pomyśleć, a ja wtedy nie mam czasu, żeby coś przemyśleć.

O tym, co daje mu energię

Tak, ciągle wielu ludzi puka do moich drzwi i ciągle ktoś coś ode mnie chce. Czy to wyczerpuje? Nie. Mnie nie. Ja chłonę energię od ludzi. Lubię być czasem sam. Nie mam problemu, kiedy jestem tylko ja, mogę się wtedy ponudzić w swoim towarzystwie. Ale na ogół lubię mieć ludzi wokół siebie, słuchać ich, rozmawiać. W ogóle uważam, że słuchanie ludzi jest najlepszą nauczycielką życia. Zwłaszcza tych mądrych, nie wszyscy tacy są, ale to też interesujące. Spotykanie różnych ludzi i staranie się zrozumieć, dlaczego jedni są tacy, a drudzy tacy.

Czy jest moment kiedy się wyłączam? Powiedziałbym, że tak, ale Ulla, moja żona raczej pokręciłaby głową. Na wakacjach jestem czasem cztery tygodnie – pierwszy jest trudny, ostatni jest trudny. Ale dwa po środku są okej, to wtedy się wyłączam.

Inne: 

Nie lubię meczów międzynarodowych. Z osobistego punktu widzenia – nienawidzę ich. Sadio Mane poleciał gdzieś do Suazi. Nic nie wiesz o takich meczach. Piłkarz sobie leci i nie masz z nim kontaktu. To zaburza rytm. Ostatni mecz przed przerwą na kadrę jest dla mnie zawsze najgorszy. Sędzia gwiżdże koniec i myślę sobie „no tak, teraz oni się rozjadą”. Dla mnie, jako menedżera, to największy problem.

***

Osoba, która nie chce czuć się potrzebna dla zespołu, nie ma u mnie czego szukać. Jeśli nie grasz w pierwszym składzie i demonstrujesz to na zasadzie „spierdalajcie wszyscy”, to nie możesz istnieć w moim środowisku. Ja traktuję wszystkich tak samo. Nie liczy się dla mnie, czy strzelasz cztery gole w jednym meczu, czy nadal masz zero. Dla mnie jesteś tą samą osobą.

***

Wiesz jaki jest mój ulubiony mecz do tej pory? To Arsenal w Carabao Cup (5-5, wygrana w rzutach karnych). Kiedy przegrywaliśmy 1:3, myślałem sobie: „wyluzuj, nie szturchaj ich,  bo przegramy 1:4 albo 1:5 i będzie słabo”. Potem wróciliśmy. Zaczęliśmy strzelać. To był mój mecz. Nie mam takich wielu. Chłopaki sprawili, że to była wyjątkowa noc. Atmosfera na Anfield była genialna”.

***

Finał Ligi Mistrzów był dla mnie trudny. Wiecie jaką mam historię z finałami, rok temu też przegrałem. Wszyscy jesteśmy ludźmi i to normalne, że mamy wątpliwości. Tak naprawdę najbardziej bałem się trzech albo czterech godzin w hotelu, w samotności. Wtedy nie masz nikim żadnej interakcji, nie możesz spać. W dniu ostatniego finału spałem dwie godziny. Ale potem obudziłem się i byłem w dobrym humorze. Aż sam się zaskoczyłem. Nie czułem zmęczenia. Nie zmuszałem się do dobrego nastroju. Po prostu nie mogłem doczekać się