Duży wywiad z Brendanem Rodgersem dla FourFourTwo

W styczniowym numerze „FourFourTwo” wywiad z Brendanem Rodgersem, trenerem Leicester City, czyli aktualnie trzeciej drużyny Premier League. Irlandczyk opowiada o tym na jakich fundamentach rozpoczął budowę drużyny, o stylu gry, wartościach, nauce hiszpańskiego i niesamowitej odporności, której nauczyły go przeciwności losu. Warto. Przetłumaczyliśmy fragmenty. 

O stylu gry

Nasza zasada to: strzelaj mocno, celuj wysoko. W meczu z Southampton, gdy wygrywaliśmy 5:0 zostawiłem w przerwie chłopaków w spokoju, ostatnie 5 minut nic nie gadałem. Byłem ciekaw, jaką wiadomość sobie przekażą. W rzeczywistości brzmiała prosto: nie ma dziś litości. Podobała mi się ich mentalność. Wiedzieli, że mają pracę do wykonania: wygrać tyle, ile się da. Jeśli jesteś topową drużyną, musisz grać do końca. Chcę, żeby moi zawodnicy zawsze mieli ten głód. Ciekawe jest to, że siódmego gola strzeliliśmy w 58. minucie, a potem ósmego dopiero 85-tej. To znaczy, że prawie 30 minut byliśmy bierni. Czyli zawsze możemy być lepsi!

Po śmierci właściciela klubu gracze sami poprosili, by w szatni stworzyć coś, co odda mu hołd. Od tej pory na suficie jet świetlana instalacja z inicjałami VS. Obok krążą hasła szacunek, odwaga, jedność i odpowiedzialność. Wszystko zaczyna się od szacunku. Claude Puel wprowadził do Leicester dużo pozytywnych rzeczy. Nie można mówić, że wszystko było złe. Po przyjściu byłem smutny z powodu śmierci właściciela Khuna Vichaia. Wiedziałem, że ambicje klubu są duże. Na szczęście szybko dotarłem do grupy. Widziałem w nich, że chcą pracować tak samo jak ja. Moim celem było przywrócenie do Leicester europejskiej piłki. Od początku wiedziałem, że to nie będzie łatwe. Bo Premier League jest specyficzna, tu jest inny charakter. Ale dlaczego mieliśmy nie spróbować? Dzisiaj w pierwszym składzie mamy sześciu zawodników poniżej 23 roku życia. Mamy styl i konsekwencję. Nikt nie powie, że jesteśmy nudni. Chcemy być agresywną drużyną i chcemy dominować: nieważne, czy mamy piłkę, czy nie. Jeśli jeden gracz wypada, a drugi wchodzi w jego miejsce, to od razu ma rozumieć schematy.

O przeciwnościach losu

Dwa miesiące po zwolnieniu z Reading zmarła moja mama, a 18 miesięcy później u mojego ojca wykryto raka gardła. Gdybym mógł poprosić o jedną rzecz, to byłoby przywrócenie ich tutaj z powrotem. Nauczyli mnie, że w życiu trzeba pracować. Byli robotnikami. Nie mieli wiele i wszystko, co robili, było z troską o nas, o dzieci. Mój ojciec zasuwał od rana do nocy, a mama siedziała w domu, bo musiała się nami opiekować. Nigdy tak naprawdę o tym nie mówiłem, ale całe życie byłem pod wrażeniem, jak ciężko haruje mój ojciec, a przy tym ciągle pozostaje miłym, pogodnym człowiekiem. Wykonywał prace konserwacyjne dla ludzi. To była uczciwa robota: robił swoje i szedł do domu. Miał piątkę małych dzieci, uczciwie pracował, żeby je wyżywić, a i tak nie zawsze był do końca spłacany. Ale nigdy się nie obrażał na świat. Po prostu pracował. Wiedział, że sobie z tym poradzi. To jest coś, co od niego przejąłem: pracuję, pracuję ciężko dla siebie i dla mojej rodziny. Inna wartość, której nauczyli mnie rodzice, to odporność. Wielokrotnie musiałem z niej korzystać. Jak wtedy, gdy w Reading w 2009 roku pokazano mi drzwi. To był grudzień, mama zmarła w lutym. Potem jeszcze śmierć ojca. Miałem nadzieję, że dożyje mojego awansu ze Swansea. Liczyłem, że zobaczy ten kluczowy mecz na Wembley. Zmarł rano, gdy graliśmy z Arsenalem. Od tego momentu w moim życiu priorytetem było szanowanie ich pamięci. Walczę o wszystko, czego nauczyli mnie, gdy dorastałem.

O pracy na Anfield

Przyjechałem do Liverpoolu w wieku 39 lat. Nie miałem wtedy dużego doświadczenia jako menedżer. Ale trenowałem, pracowałem i rozwijałem się cały czas. To było duże wyzwanie – z drugiej strony, gdzie dziś nie masz wyzywań? W każdej pracy, na każdym szczeblu masz takie. W Watford miałem drużynę z dołu tabeli. W Swansea była ambicja, żeby stać się pierwszą walijską drużyną w Premier League. Docelowo nie poszło mi tam dobrze, ale to była dla mnie lekcja. Gdy przychodziłem do Liverpoolu, klub był na ósmym miejscu. Zadaniem było przywrócenie Ligi Europy przy jednoczesnym ograniczeniu budżetu. Jasne, nikt nie jest zadowolony, gdy potem traci prace, ale zawsze wychodziłem z założenia, że porażka i sukces to ta sama strona monety. Nie do końca mi tam poszło, ale dużo zyskałem. Liverpool był częścią podróży. Wspaniałym czasem we wspaniałym klubie. A potem przyszedł czas, żeby iść dalej.

O odejściu z Celtiku

To był trudny wybór. Naprawdę żyłem tym, co robiłem w Celtiku. Ale czułem też, że Leicester jest dla mnie szansą. To nie był idealny czas na odejście. Wiele było złych komentarzy. Ale jako menedżer musisz być zdecydowany. Wygrałem mistrzostwo z Celtikiem, mieliśmy osiem punktów przewagi na szczycie tabeli. Czułem, że nie zostawiam klubu w złym położeniu. Idealnie byłoby zmienić barwy latem. Ale Leicester postawił sprawę jasno: miałem decydować już teraz. To też mi dużo dało. Mogłem obserwować piłkarzy w trakcie sezonu, pod presją, a to sprawiło, że latem miałem lepszy podgląd sytuacji. Wiedziałem, gdzie mamy braki i co musimy zrobić, żeby się poprawić. „Jestem dziś na innym etapie doświadczenia. Myślę, że Celtic dał mi to, że stałem się zwycięzcą. Zobaczyłem jak smakuje to uczucie i nabrałem apetytu na więcej. W Celtiku wyrabiasz sobie przekonanie, że musisz wygrać każdy mecz. W Anglii, jak remisujesz z wielkimi, to cieszysz się, bo to dobry wynik. Ale w Szkocji – nie. Tam musisz wygrywać. Oczywiście to jest cały czas presja. Ale kiedy zdobędziesz w końcu trofeum, to naprawdę chcesz to powtarzać. To jest istotna zmiana w moim charakterze. Mam nadzieję, że Leicester będzie mogło z tego korzystać.

O współpracy z Vardym

Rozmawiałem z Vardym o tym, by częściej operował w środku. Ma trzymać energię na zrywy. To jest styl, który wydobywa z Jamiego to, co ma najlepsze. Przynajmniej taką mam nadzieję. Jest bardzo agresywnym piłkarzem: z piłką, albo bez niej. Zawsze go podziwiałem, gdy oglądałem go z boku. Jest inteligentny, mało kiedy widzisz go na spalonym. On zawsze myśli. Jego mózg szuka przestrzeni. Dużo spędziliśmy nad usprawnieniem jego gry. Chcieliśmy, żeby tworzył przestrzeń dla siebie i innych. Szczerze się ucieszyłem, gdy szedłem do Leicester i wiedziałem, że on tam będzie.

O środowisku pracy

Lubię dbać o środowisko pracy. Chcę, żeby piłkarze i pracownicy lubili przychodzić do pracy. Żeby to ich pobudzało. Jeśli stworzysz odpowiednie środowisko, 99.9 procent ludzi automatycznie stanie się lepsza. To wszystko kwestia mentalności. Ale do tego potrzebujesz opracować zestaw wartości, które będą drogowskazem każdego dnia. Odbyłem wiele świetnych rozmów z piłkarzami. Ludzie często nie przypisują im należytego szacunku, gdy mówią o inteligencji – tej zwykłej i emocjonalnej. Na samym początku spytałem ich: co chcesz, żeby ludzie za 30 lat powiedzieli o Leicester? Otrzymałem mnóstwo ciekawych odpowiedzi.

O rozmowach z piłkarzami

Myślę, że kluczem w szatni jest szacunek. Musisz być z piłkarzami szczery. Wszyscy gramy w otwarte karty. Jestem tu po to, by ich wspierać. W przeciwnym razie ich kariery pójdą w dół. Ale czasem jestem też posłańcem złych wieści. I to też jest część tego zawodu. Tak miałem z Demaraiem Grayem, gdy musiałem posadzić go na ławce. To chłopak z ogromnym talentem. Ale może być lepszy. Usiedliśmy i porozmawialiśmy o tym szczerze. Było to dla niego trudne. Ale wziął to na klatę. Potem w treningu widziałem, że zasuwa. Rozmawiałem też z jego agentem, chociaż facet pewnie mi nie wierzył, gdy mówiłem „lubię tego chłopaka, ale nie mogę dawać mu grać”. Mam nadzieję, że Demarai zaczyna dostrzegać korzyści. Od połowy października jego odsunięcie od gry spowodowało lepszy trening i udział przy bramkach przeciwko Burnley, Crystal Palace, Arsenalowi albo Brighton. W piłce musisz mieć indywidualną wieź z piłkarzami. Lubię wiedzieć, co tam dzieje się w ich rodzinach. Albo jaki mają nastrój. Żeby ulepszyć gracza musisz wejść do jego świata. Komunikacja jest priorytetem.

O nauce hiszpańskiego

Chcę być coraz lepszy. Mam dużo do zrobienia w Leicester, a potem może nawet za granicą. Potrafię mówić po hiszpańsku na niezłym poziomie, chociaż La Liga nie jest moim wymarzonym kierunkiem. Na pewno chciałbym w tym zawodzie zostać jeszcze z 20 lat. Gdy Leicester będzie miało mnie dość, może wtedy przyjdzie moment na pracę poza Anglią. Lubię się uczyć, lubię nowe języki. Zacząłem hiszpański, gdy byłem w Reading. Poszedłem na zajęcia, a moim nauczycielem był Julio Delgado, ojciec Jamiego Delgado (brytyjski tenisista nr 2, trener Andy’ego Murraya). Kontynuowałem naukę w Chelsea, wykorzystywałem do tego piłkarzy z Hiszpanii.

O najbliższym celu

Jeśli chodzi o cele krótkoterminowe, to cały czas mam przed oczami, to żeby przywrócić hymn Ligi Mistrzów na King Power. Każdy trener i piłkarz czeka na ten moment, żeby zobaczyć powiewającą flagę na środku boiska. Chcę tego. Chociaż wiem, że to nie jest łatwe. Patrzysz na tę konkurencję w lidze i wiesz, ile masz jeszcze do zrobienia. Nie możesz zadowalać się tym, co masz teraz. Nawet, jeśli czasem wygrasz 9-0.

Osoba z Leicester anonimowo o Rodgersie:

Jest powiewem świeżego powietrza po Claudzie Puelu. Jest drobiazgowy i szczegółowy, ale jednocześnie ludzki. Rozmowy jeden na jeden są istotną częścią tego jak zarządza ludźmi. Być może dla niego to normalne, w końcu studiował programowanie neurolingwistyczne podczas swojego pobytu w Chelsea.

Źródło: styczniowy magazyn Four Four Two