Najmłodszy asystent w Bundeslidze, były bloger, psycholog. Wywiad z Rene Mariciem

Rene Marić ma 27 lat i jest najmłodszym asystentem w Bundeslidze. Markę budował jak autor bloga o taktyce spielverlagerung.de, a potem nagle zaczął współpracować z Marco Rose, trenerem Salzburga, a dzisiaj Borussii Moenchengladbach. W „The Athletic” znalazł się dziś ciekawy wywiad z Niemcem. Niżej wrzucamy luźne tłumaczenie: 

Jak dostałeś pracę w Salzburgu?

Bezczelnie zbliżyłem się do Marco. Szukałem z nim kontaktu. Pytałem, czy możemy porozmawiać o taktyce i treningu. Spotkaliśmy się kilka razy i przez kilka godzin rozmawialiśmy w normalnej atmosferze. Nie traktowałem tego jak rozmowę o pracę. Po prostu chciałem wymienić myśli z kimś, kogo szanowałem i uważałem, że ma dużą wiedzę na tematy, które mnie interesują.

Potem okazało się, że jego asystent zmienił klub. Marco powiedział, że powinien zagadać do Ernesta Tannera, kierownika akademii w Salzburgu. Rozmawialiśmy o metodyce treningowej i filozofii gry Red Bulla. Znałem ją na wylot, bo oglądałem zespół, gdy trenerem był Roger Schmidt. W piłce startowałem jako outsider, ale miałem zaplecze analityczne. Znałem swoją wartość. Miałem wiele pomysłów na wykorzystanie różnych ćwiczeń w grach. Pisałem o nich w książce „Fussball durch Fussball”. Tanner wiele z nich zaimplementował w swojej akademii. Po jakimś czasie podszedł do mnie i powiedział: „Bierzemy cię. To twoja umowa. Twoja data rozpoczęcia. I tu masz pensję”. Miło, pomyślałem.

Powiedziałeś o zapleczu analitycznym. Co to oznacza?

Współautor książki, Marco Henseling jest ekspertem w teorii uczenia się. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Już w trakcie studiów psychologicznych patrzyłem na różne aspekty i szukałem punktów stycznych z futbolem. Pisałem np. jak futbol może zapobiegać przemocy. To wszystko jest połączone. Grałem amatorsko w piłkę, potem prowadziłem blog Spielverlagerung. To mi pozwoliło poznać mnóstwo nowych ludzi, uczyć się nowych spojrzeń. Miałem kontakt ze scoutami, mentorami, ludźmi z federacji. Robiłem np. Prezentacje taktyczne dla Arabii Saudyjskiej. Analizowałem graczy. Cały czas chciałem być lepszy w tym, co robię.

Pogadajmy trochę o tym jaką wagę media sportowe przywiązują do taktyki. Czasem ktoś pisze, że plan trenera się nie sprawdził. Albo, że odwrotnie – sprawdził się. A przecież piłka jest dynamiczna, trudno mówić o planach.

Zawsze powtarzam, że pisanie o taktyce nie powinno dotyczyć tego, jaki plan ma menedżer i co powinien robić. Powinno pisać się o tym, co faktycznie wydarzyło się na boisku. Przypomnij sobie cytat Mike’a Tysona: „Każdy ma jakiś plan dopóki nie zostanie uderzony w twarz”. Piłka jest płynna. Wychodzisz z jakimiś pomysłami, ale rywal też reaguje. Zmienia sposób w jaki atakuje piłkę i ty znowu musisz reagować. Nie zawsze czekasz na podpowiedź menedżera. Czasami piłkarz sam orientuje się, że piłkarz musi zmienić ustawienie o cztery metry w lewo, bo robi się luka. W ten sposób rozwiązuje problem dla swojej drużyny i tworzy nowy dla rywala. To jest gra decyzji. Trener nie jest w stanie cały czas mówić ci, co masz robić.

Dlatego uważam, że dużo trudniej jest być świetnym piłkarzem niż świetnym trenerem. Musisz mieć wyrzeczenia w życiu codziennym. Ciężko pracować nad formą, a potem jeszcze dostajesz wkład, wkład, wkład od trenera i musisz umieć to przetworzyć. Spójrz na Pepa Guardiolę – to, co go wyróżnia to ilość informacji, które potrafi selekcjonować i dawać tylko te, które faktycznie reagują na problemy. Jego Bayern błyskawicznie reagował na rywala, umiał się dostosowywać i znajdować nowe rozwiązania. Najlepsza sytuacja dla trenera to taka, gdy ma inteligentnych piłkarzy i oni sami potrafią podsunąć mu pewne pomysły. Tworzy się burza mózgów.

Nie brzmi to wszystko zbyt abstrakcyjnie?

Nie jest. Pierwszy z brzegu przykład: twoja drużyna jest przy piłce, celem jest strzelić gola, wiadomo. Musisz utrzymać piłkę i znaleźć najlepsze opcje do jej podania, najlepiej do przodu. Różne zespoły robią to inaczej, ale zasada jest ta sama. Twoi koledzy z drużyny pokazują ci się na najlepszych możliwych pozycjach. Wszyscy szukaj rozwiązań. Niektóre drużyny robią to ryzykownie, szybko prą przed siebie. Inne grają na przetrzymanie, ich głównym założeniem jest „nie stracić piłki”.

Zgodzisz się, że sposób gry drużyn Guardioli jest najtrudniejszy?

Zależy. Dla Pepa najtrudniej byłoby przystosować zasady Simeone, a dla Simeone – Pepa. Najtrudniejszą rzeczą jest dominowanie w każdym aspekcie gry, a tego właśnie wymaga Pep. Musisz doskonale przechodzić z ataku do obrony, pressować, utrzymywać się przy piłce, albo gdy jest to możliwe, grać bezpośrednio. To wymaga ogromnego wysiłku od graczy. Oni są cały czas pod prądem.

Pasywne podejście Mourinho nadal jest modne?

Jego Real nie był pasywny, gdy ustanowił rekord goli i punktów w 2013 roku. On po prostu dostosowuje styl do graczy, jakich ma. W Tottenhamie szuka swojej drogi, pierwsze jego mecze były różne od pozostałych. Wiele jego rzeczy na temat metodologii szkolenia i organizacji taktycznej, którymi lata temu robił przewagę, są dziś powszechne. Wszyscy je kopiują. Ale nie jestem tym, który mówiłby, że Mourinho musi się wymyślić na nowo.

Można dziś osiągać sukces bez dobrze zorganizowanej gry pressingiem?

Byłoby trudno. Zespoły są coraz lepsze, w każdym obszarze. Jest ogromna różnicą między piłką, jaką znaliśmy 20 lat temu. Atletym, taktyka, szybkość podejmowania decyzji – to wszystko jest wyśrubowane do niesamowitych rozmiarów. Dlatego trudno jest dziś grać bez pressingu. A nawet, jeśli nie pressujesz, to musisz mieć jakiś zorganizowany system obronny, inaczej przepadniesz. Nie chodzi o to, by naciskać wysoko. Każdy definiuje pressing inaczej. Ale musisz być skuteczny i wydajny jako blok obronny. W przeciwnym razie wszystko ci się rozjedzie. W Salzburgu i Gladbach wielokrotnie graliśmy przeciwko drużynom, które stoją głęboko. Ale są naprawdę zsynchronizowani, wiedzą jak zamykać strefy, jak się przesuwać. Poruszają się bardzo dobrze, atakują piłkę na zmianę.

Bundesliga w ostatnich latach byłą ligą, której fundamentem były szybkie przejścia. Najlepsze drużyny muszą dziś umieć grać w posiadaniu, ale też kontrować jak opętani. Muszą walczyć o martwe piłki. Pressować. Zmierzamy do tego, że naprawdę zawodnicy muszą zasuwać jak roboty. W Anglii nie byłeś w stanie zdobyć mistrzostwa Anglii, jeśli przegrałeś dwa mecze w sezonie…

Kiedyś użyłem terminu „mikro taktyka” w stosunku do Borussii Dortmund w 2012 roku, gdy Klopp był na szczycie w Niemczech. Wyglądali jak drużyna, która nie potrzebuje specjalnego planu. Oni już na poziomie mikro tak dobrze się rozumieli, że podświadomie reagowali wspólnie i zawsze w punkt. Ralf Rangnick powiedział mi, że to niemożliwe. Że zespół zawsze musi mieć kilka schematów, które powinien robić. Że musi mieć to wbite do głów i zawsze działać kolektywnie, inaczej nie ma szans na dobre reagowanie.

Dla mnie zasadniczo cała rozmowa o taktyce sprowadza się do podejmowaniu dobrych decyzji, zsynchronizowanych z resztą ekipy. To właśnie robimy w treningu: czytamy sytuacje i pokazujemy, że w takiej i takiej akcji, najlepiej jest podjąć taką i taką decyzję. Im więcej sytuacji widzisz, im mocniej je powtarzasz, tym lepiej je zapamiętujesz. Potem działasz już jak szachista. Widzisz planszę i wybierasz najlepsze rozwiązania.

To, że masz dyplom z psychologii pomaga ci w kontaktach z piłkarzami?

Każdy członek sztabu musi mieć podstawową wiedzę z psychologii. Musisz umieć zachować spokój. Nie byłem piłkarzem. W niektórych obszarach nie mam doświadczenia. Ale mam nawyk robienia kroku w tył, słuchania i patrzenia. Obserwuję jak robi to Marco. Czasem rozmawiam też ze starszymi piłkarzami i pytam ich jak radzą sobie z sytuacją, której ja do końca nie znam. Zawodnicy lubią rozmawiać. Na końcu okazuje się, że każdy z nich ma inny punkt spojrzenia, bo każdy jest innym człowiekiem i należy do innej generacji. Mamy wielu młodych zawodników, którzy w ogóle nie denerwują się przed meczami. Oni mają grubą zbroję od początku. Przywykli do tego rodzaju presji. Podróżują co kilka dni, mają mecze kadry, podpisują setki autografów, udzielają wywiadów. Robią to jeszcze jako dzieci. To jest zupełnie inna sytuacja niż, powiedzmy, 30 lat temu.

Jak zdobywasz zaufanie zawodników? Zwłaszcza w tak młodym wieku. Wiedzą? Umiejętnościami miękkimi, komunikacją? A może chodzi o jedno i drugie?

Musisz to łączyć, jasne. Aspekt ludzki jest fundamentem. Czasem możesz mieć wiedzę, ale nikt cie nie posłucha, jeśli nie będziesz umiał tego zademonstrować. Umiejętność komunikacji, trochę cech lidera, ludzki wymiar tego wszystkiego jest kluczowy. Każdy piłkarz chce być lepszy. Jeśli poczują, że mogą coś z twojej przemowy wziąć do siebie, czegoś się nauczyć, to pójdą za tobą. Mam to szczęście, że pracowałem z piłkarzami Salzburga i Gladbach, oni są bardzo „kumaci” w tych sprawach.

Nigdy nie byłeś zawodowym piłkarzem. W jaki sposób możesz przykładowo nauczyć napastnika lepszej kontroli piłki?

GracZe, z którymi współpracujemy, mają już te umiejętności. Skupiamy się na percepcji, podejmowaniu decyzji: co robisz w określonych sytuacjach i jaki masz cel? Jak się ustawiasz? Ja mogę mu to zanalizować i pokazać. Czasami przerywamy trening, żeby zademonstrować tego typu rzeczy. Zbieramy informacje i prezentujemy zawodnikom video. Chodzi o to, by mieli pewne automatyzmy, wiedzieli kiedy przyspieszać grę. Nie muszę umieć sztuczek jak Neymar, żeby widzieć szerszy kontekst gry i rozmawiać o tym z piłkarzem.